Witam Was Kochani!

Przesyłam Wam wszystkim tekst o podróży przez 10 bramę, który napisała nasza koleżanka, Jola. Bardzo dziękuję Joli za to, że podzieliła się z nami swoimi pięknymi przeżyciami, no i za to, że pomogła nam obudzić w sobie pierwotne cząsteczki stwórcze.

Do tego dołączam postscriptum jako plik na końcu nagrań z warsztatów. Jedyne co można jeszcze do tego dodać po tygodniu od zakończenia warsztatów to to, że pierwotne cząsteczki stwórcze używane do zabiegów powodują odsłonięcie w nas pierwotnej siatki zaopatrzenia ciała w ich światło. Siatkę tą można zobaczyć u osób z dużym, wcześniejszym rozświetleniem ciała. Nie użyjemy jej i nie zobaczymy u osób nisko wibrujących. To, co się zdarzyło, to zdecydowanie przełom. Na zakończenie notatek chciałem napisać: to koniec podróży, Kasia zaś powiedziała, że to już powrót do Domu.

Więcej wyjaśnień na warsztatach w Gdańsku i w Warszawie - ZAPRASZAMY!

Postscriptum można odsłuchać tutaj.


Warszawa, 30 stycznia 2015

Dziesiąta brama

Ukazał się tunel - portal w kolorze błękitno-białym. Wniknęłam w tunel, czułam zmianę szybkości i gęstości, odbierałam zmieniającą się przestrzeń. Na końcu tunelu błękitna przesłona, rozstąpiła się. Wleciałam tam... zobaczyłam taflę ogromnego jeziora w kolorze błękitu z odcieniem jasnego granatu, otoczoną kopułą nieboskłonu w tym samym odcieniu. Wszystko było nasycone światłem. Czułam, że znajduję się w kuli skrzącego się światła; połowa była niebem a druga połowa taflą jeziora... a cząstka mojej świadomości zawieszona była w środku.

Tafla jeziora migotała światłem łagodnych fal. Z toni wyłoniła się piękna, smukła, długa łódź, podobna do łodzi wikingów. Lekko kołysała się na wodzie, była świetlista, granatowo-szklista, a jej krawędzie połyskiwały złotem.

W łodzi było pusto, żadnych bagaży, dwa boki łodzi łączyła wąska deska, tworząc ławeczkę. Weszłam na tę łódź i usiadłam na tej ławeczce. Poczułam, że razem z łodzią zanurzyłam się w wody jeziora, wpłynęłam w jego głębię. Rozpuściłam się w tym wodnym błękicie, czułam się jak w domu; bezpieczna, wolna, byłam w Duchu i Duchem. Było tak niezwykle, że chciałam tam pozostać.

Rozpuszczona w tej wodzie miałam świadomość, że jeszcze to nie mój czas i nie mogę zostać, muszę wrócić. Czułam czym jest bycie w domu i domem równocześnie. Zrozumiałam, że ta ławeczka to symbol połączenia z ziemią. Wróciłam.


Warszawa, 31 stycznia 2015

Dziesiąta brama

Dość szybko otworzył się błękitno-biały tunel. Leciałam z dużą szybkością, dolatując do końca tunelu, przestrzeń rozsunęła się. Ujrzałam ciemno-błękitną, połyskującą, spokojną taflę cudownego jeziora, mieniącą się nieco jaśniejszymi refleksami. Taflę jeziora wieńczył horyzont, nad którym widniała kopuła nieziemsko błękitnego nieboskłonu. Nasycenie i świetlistość barw robiły niebywałe wrażenie... Widok oszałamiał swą dostojnością, idealnym, tajemniczym pięknem, przesyconym spokojem i łagodnością.

Z nicości wyłoniła się piękna, smukła łódź. Na łodzi stała postać ze Światła w kolorze blasku księżyca, lśniła przepięknie i emanowała światłem, dostojeństwem i czymś co odczuwałam jako wszechogarniającą miłość, wyrozumiałość, dobroć i bliskość... Postać zaprasza mnie do łodzi. Kiedy stanęłam naprzeciwko niej, moja świadomość zlała się ze Świetlistą Istotą, stałam się jednym.

Poczułam, że łódź zanurza się w jeziorze, a postać obejmuje mnie i razem rozpuszczamy się w wodzie, która nie jest wodą. Lecimy razem w błękitną nicość... poczucie wolności, błogości... niemyślenie.

Szklisty błękit powoli zmienia się w głęboki granat, zmienia się gęstość przestrzeni... totalna pustka... nicość... nieskończoność. Odbieram informację, że dalej muszę płynąć sama...

Płynąc, odnoszę wrażenie, że w tej przestrzeni  jest wszystko, jakbym nagle pojęła znaczenie wszystkiego... płynęłam nie istniejąc... zbliżałam się do oślepiającego światła... Nagle poczułam, że znalazłam się po drugiej stronie przezroczystej bańki... w samym centrum Światła. W centrum istnienia.

To Światło było żywe, gęste, złożone z geometrycznych kryształków. I ja także byłam takim kryształkiem. Rozdzieliłam się na dwie drobiny, ale nadal byłam jednym. Nagle pojawił się oślepiający błysk, wychodzący ze środka mojego kryształu, jakby dodatkowe światło. Mój kryształ rozbłysnął, zmienił formę, stał się bardziej złożoną geometrią i stał się jednym. Jednocześnie wszystkie cząsteczki (kryształki) Światła obok mnie też się zaczęły zmieniać w taki sam sposób. Rozpoczęłam reakcje łańcuchową we wszystkie strony...

Zaczęłam oddalać się od światła... znów wpłynęłam w błogą pustkę i ciemność. Z czasem pojawił się granat, który stopniowo stawał się błękitem. Kiedy zaczął otaczać mnie błękit czułam, że łączę się ze Świetlistą postacią. Poczułam się ogromnie szczęśliwa, żadne słowa tego nie oddadzą... Kiedy łódź wynurzała się ze szklistej wody, Świetlista postać trzymała mnie w objęciach. Poczułam, że z mojego serca wybuchł i rozświetlił się we wszystkie strony taki sam oślepiający blask jak wówczas, gdy byłam kryształkiem.

Poczułam, że jestem w dwóch przestrzeniach jednocześnie...

Jednocześnie poczułam w moim fizycznym ciele żar w esencji, który rozpłynął się, ogarnął klatkę piersiową, ramiona i unosił się wysoko ponad głowę, czułam jakbym była ogniskiem, a ze środka wypływały trzy żywe płomienie; różowy, biało-złoty, niebieski. I nagle wytrysnął czwarty kryształowo-srebrzysty; czułam, że staje się fizycznie mokra, moje ciało paruje, jakby chciało się ostudzić. Moje dłonie parzyły.

Nie chciałam wracać, ale Świetlista postać  dała mi informację, że muszę wrócić i rozdać światło. Zobaczyłam, że ulatują ze mnie drobiny - kryształki srebrzysto-kryształowe, ulatuje  światło. Wyszłam z łodzi, wrota się otworzyły i zaczęłam wracać tunelem, za mną ciągnął się niczym ogromny ogon komety, blask kryształowych drobin.

Widziałam siebie, siedzącą na krześle w blasku swoich czterech płomieni, widziałam też jak te "inne" kryształki żywego światła migotały w sali.

Wróciłam z ćwiczenia dużo wcześniej niż inni... by dać światło.


Warszawa, 1 lutego 2015

Dziesiąta brama

Wnikam w tunel, znam go, lecz widzę więcej szczegółów. Jest wirem, który rządzi się własnymi prawami, dolatuję do końca, jest zamknięty, mam poczucie szybkości i braku hamulców. Nagle tunel na ułamek sekundy jak migawka fotograficzna otwiera się - przelatuję, a ona się zamyka.

Zachwyt istnienia... otacza mnie błękit... widzę taflę jeziora, jego błękitne wody skrzą się, a nad nimi kopuła bajecznego nieboskłonu. Dziś to miejsce jest o ton jaśniejsze, lecz równie silnie emanuje swą doskonałością i majestatem. To piękno przenika i rozświetla mnie - nie do opisania...

Po chwili z otchłani wód wynurza się smukła, świetlista łódź... jest pusta, nie ma ławeczki ani Świetlistej postaci. Czuję zaproszenie... i natychmiast znalazłam się w łodzi, czuję jej delikatne kołysanie. Łódź powoli zaczyna płynąć przed siebie i jednocześnie zanurza się w toni. Wnikając w toń... Wiem, że się rozpuszczamy. Mam świadomość, że stajemy się jednym z wodą, która nią nie jest, subtelny, błogi stan.

Przestrzeń ciemnieje, staje się pustką w granatowo-czarnym kolorze... Odczuwam błogość nieistnienia, ale też wiem, że w pustce jest wszystko. Płynę jak pustka w pustce.

Widzę blask, który mnie przyciąga. To oślepiające Światło wchłonęło mnie.

Jest mi znajome, to żywa "Istota". Jestem Światłem. Maleńkim kryształkiem w żywych kryształach, jak ziarnko piasku na Saharze. Z każdej krawędzi kryształku wytryskuje z ogromną szybkością oślepiające światło, zalewa wszystko wokół i wnika na nowo w kryształek. Pomimo, że przez cały czas jestem w oślepiającym Świetle, przyciągana jestem jeszcze głębiej do wnętrza, do centrum tego Światła... mam poczucie, że blask gęstnieje. Straciłam iskierkę świadomości, nie miałam poczucia czasu w czasie, nie wiem jak długo tam byłam... stałam się blaskiem. Poczułam, że odpływam od centrum Światła... znów jestem kryształkiem w Żywym Świetle...

Powoli zaczęłam wracać...

Cudowna pustka o kolorze obsydianu, cisza, która jest muzyką... i znajomy ciemny błękit wody, który jaśnieje i zagęszcza się.

Wynurzam się wraz z łodzią... i znów to doznanie piękna błękitnego absolutu... Chciałam z niej wyjść... kiedy poczułam, że łódź nadal płynie, oddala się od "brzegu". Łódź zatrzymała się na samym środku jeziora, niczym na środku oceanu, wokół horyzont, skrząca tafla wody i błękitny nieboskłon, a na nim jasne gwiazdy rozsypane jak brylanty. Stojąc na łodzi poczułam, że staję się... przybieram postać Świetlistej Istoty, z którą płynęłam wczoraj. Byłam srebrzystym Światłem, które rozsyłało blask...

Nagle z mojego serca... z serca tej Świetlistej Istoty eksplodowało we wszystkie strony kryształowo-srebrne światło. Byłam ogromną kulą złożoną z promieni tego światła... Kolejny błysk, i poczułam, że z serca wypływa pulsacyjnie różowe światło, potem srebrzyste, złoto-białe, srebrzyste, błękitne, srebrzyste i znów różowe itd... to światło eksplodowało, wypływało falami tworząc wokół mnie pierścienie. Podobne do tęczy... kolor przenikał w inny kolor. Moja tęcza była kulą.

Kiedy cała błękitna przestrzeń nasączyła się... cały ten proces wyciszył się. Stałam się powoli Świetlisto-kryształowo-srebrną Istotą. Łódź zaczęła płynąć do "brzegu". Wrota otworzyły się. Wraz z łodzią wpłynęłam do tunelu, za jej przyczyną wniknęłam w siebie. Na krawędzi tego zjawiska poczułam uczucie wdzięczności, ciepła, miłości... nie do wyrażenia. Wiedziałam, że łódź odpłynęła.

Zaczęłam w niewielkim stopniu odczuwać siebie... ale nie do końca, samoistnie byłam w podobnym stanie co stojąc w łodzi na środku jeziora.

Z mojej esencji z ogromną siłą promieniowały we wszystkie strony takie same jak wcześniej kręgi światła, tworząc "tęczową" kulę w oceanie srebrzystych drobinek. Te promienie, którymi emanowałam wnikały i przenikały wszystko, bez granic. Powoli ten stan emanacji zaczął się wyciszać, zamieniając się w odczucie głębokiego stanu istnienia, wspólnoty, miłości, ciepła... ale nie zniknął.

Jola


Warszawa, 5 lutego i 13 marca 2015

Medytacja

Opis medytacji z 5 lutego i 13 marca do pobrania tutaj.